Gdzieś jeszcze strzelają ostatnie fajerwerki, ktoś może dopiero dzisiaj doleczył noworocznego kaca. Generalnie, wszystko wróciło już do normalnego biegu rzeczy. Po świąteczno-sylwestrowej przerwie wracamy do codzienności. Pożegnaliśmy stary już 2018 rok i z nadziejami i głowami pełnymi optymizmu weszliśmy w nowy. Czas więc podsumować i przyjrzeć się temu, co wydarzyło się w minionych 12 miesiącach, patrząc na to z czarno-niebieskiej perspektywy.
Czarny scenariusz na początek
4 spotkania - 4 punkty. Tak Inter Mediolan przywitał 2018 rok. Jak bańka mydlana prysły nadzieje i marzenia wszystkich kibiców o Scudetto. Ba, wielu zaczęło się nawet obawiać braku kwalifikacji do Ligi Mistrzów. W roku, w którym w końcu miało się to udać. W sezonie, w którym pierwsza porażka przyszła dopiero w grudniu, a kilka kolejek wcześniej Nerazzurri znaleźli się na szczycie ligowej tabeli. Zawodnicy mediolańskiego zespołu nawet nie dali się swoim tifosim długo nacieszyć takim stanem rzeczy, a już wrócili do tego, co właściwie było normalnością - marazmu i braku wiary w sukces. Wielu zaczęło wróżyć pesymistyczne scenariusze. Zresztą Inter nie dawał tak naprawdę wtedy zbyt wielu powodów do optymizmu. Wydawało się, że Spallettiemu wszystko wymknęło się spod kontroli. Klub ograniczony przez Finansowe Fair Play nie mógł nawet porządnie wzmocnić się na rynku transferowym. Przyszli Lisandro Lopez, ale o nim można napisać jedynie, że był w kadrze, a także wracający po poważnej kontuzji Rafinha. Gra drużyny była słaba. Przeważał rażący brak pomysłu i kreatywności. Od patrzenia na to wszystko bolały oczy. Po pięciu remisach z rzędu przyszła wymęczona wygrana z Bologną, a potem znów wpadka i porażka w fatalnym stylu w Genui. Nastrojów nie poprawiło zwycięstwo z czerwoną latarnią ligi - Benevento, ponieważ goście w tamtym spotkaniu wyglądali lepiej i wcale nie byli gorsi. Tydzień później udało się zremisować z Napoli, a następnie przyszło prawdziwe przełamanie i spotkanie, które dało potężnego kopa drużynie Spallettiego - rozgromienie Sampdorii.
Inter wraca do gry
Każdy obawiał się tego spotkania. Nerazzurrim nigdy nie leżały mecze rozgrywane o 12.30. Tym bardziej, że rywalem miała być niewygodna ekipa Sampdorii. Kto spóźnił się na mecz i zobaczył rezultat do przerwy, przecierał oczy ze zdumienia. Bach, bach, bach bach. Cztery ciosy i prowadzenie 4-0. Hat-trick Icardiego, w tym gol strzelony piętką. Potem nasz kapitan dołożył jeszcze jedną bramkę i zaliczył Poker. Halo, czy to prawdziwy Inter? Czy to klub, który tygodniami męczył i miał problemy ze strzelaniem bramek? Tak. Nastąpiło niesamowite przełamanie. Moim zdaniem, właśnie to był kluczowy moment tamtej części sezonu. Spotkanie, które scaliło drużynę i pokazało wszystkim, że Nerazzurri w dalszym ciągu są groźni i mają ogromny apetyt na powrót do elity. - Nie pozwoliliśmy im na wiele, stanowiliśmy dzisiaj kolektyw i dzięki temu zwyciężyliśmy. Zagraliśmy jak drużyna i chcieliśmy wygrać za wszelką cenę. Nie ma sensu tracić czasu nad rozprawianiem o przeszłości - powiedział po tamtym pogromie Luciano Spalletti. Zespół umocniony zwycięstwem i bardziej pewny siebie ruszył na kolejny bitwy i choć bywało różnie, bo kilka tygodni później przez rażący brak skuteczności przyszły łatwe straty punktów z Milanem i Torino, to szansa na Ligę Mistrzów cały czas pozostawała duża.
Sędziowskie kontrowersje i przegrana w wygranym meczu
Derby d'Italia zawsze gwarantują duże emocje. Tym bardziej, jeśli stawka spotkania jest tak duża. Inter i Juve bezpośrednio nie rywalizowały ze sobą o nic, ale dla Nerazzurrich celem i pragnieniem był powrót do Ligi Mistrzów, a porażka ze Starą Damą mogła im to utrudnić. Spotkanie od początku nie układało się po myśli gospodarzy. Szybko strzelony gol Juve i błyskawiczna, ale bardzo kontrowersyjna czerwona kartka dla Matiasa Vecino sprawiły, że Inter był pod ścianą. Bycie pod ścianą w tym przypadku nie oznaczało jednak złożenia broni, a niesamowitą walkę i objęcie prowadzenia, które utrzymywało się do ostatnich minut. Wtedy nadeszła katastrofa. Zaczęło się od fatalnej zmiany, której dokonał Spalletti. Wejście Santona w miejsce Icardiego było jasnym i czytelnym sygnałem o przejściu do głębokiej defensywy. Włoski defensor zamiast wzmocnić szyki obronne przyczynił się do utraty dwóch bramek i bardzo bolesnej porażki. Juventus zadał potężny cios i Inter wylądował na deskach.
Pomoc Waltera Zengi i mecz o wszystko
Gdyby Lazio w 36. i 37. kolejce odniosło chociaż jedno zwycięstwo zamiast dwóch remisów, Inter w ostatnim meczu sezonu mógłby grać co najwyżej o honor. Na szczęście dla mediolańskiej drużyny z pomocą przyszli inni. Szczególnie symbolicznym spotkaniem był pojedynek rzymskiego klubu z Crotone w przedostatniej serii gier. Szkoleniowcem zespołu broniącego się przed spadkiem był Walter Zenga - legenda Nerazzurrich i prawdziwy Interista. Jego dużo słabsze Crotone dokonało małego cudu. Remis 2-2 sprawił, że Inter zachował szanse na Ligę Mistrzów i spotkanie z Lazio miało być dla obu drużyn finałem sezonu. - Jutro musimy być agresywni i nie tracić równowagi, ponieważ Lazio gra świetny, bezpośredni futbol. Odbierają piłkę i grają w odpowiednim tempie. W meczach takich jak jutrzejszy liczy się wszystko: charakter, siła psychiczna, równowaga oraz świadomość swoich umiejętności, a także klasy rywala - mówił w przededniu pojedynku Luciano Spalletti. Atmosfera przed tym spotkaniem sięgała zenitu. Dla Interu dawno nie było spotkania o takiej stawce. Wszyscy zastanawiali się, czy Nerazzurri podołają temu psychicznie. Byli w trudniejszym położeniu, ponieważ Lazio mogło zadowolić się remisem.
Pogoń Nerazzurrich i upragniony awans - Nulla è impossibile!
Niestety, nie wszystko w tym spotkaniu układało się po myśli gości z Mediolanu. Pierwsza połowa była w ich wykonaniu po prostu słaba. Biancocelesti po pierwszych 45 minutach byli dużo bliżej upragnionego celu. Prowadzenie 2-1 nawet przy stracie bramki premiowało ich awansem. Nie wiemy co działo się w szatni Interu w przerwie, ale w drugiej części gry na boisku widzieliśmy zdecydowanie inna drużynę. Minuty jednak nieubłaganie szybko upływały, a rezultat na tablicy wyników nie ulegał zmianie. Inter zadał dwa śmiertelne ciosy w przeciągu kilku minut. Najpierw rzut karny pewnie wykorzystał Mauro Icardi, a trzy minuty później gola na wagę awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów głową strzelił Matias Vecino. W międzyczasie z boiska wyleciał Lulic i Nerazzurri zdołali korzystny wynik dowieźć do końca. Udało się! Po 6 długich latach Inter powrócił do Ligi Mistrzów. Zapanowała nieopisana radość i euforia. Do tego wszystkiego, tytuł króla strzelców powędrował w dłonie Icardiego, który zapewnił go sobie rzutem na taśmę.
Inteligentne Pre-Mercato
W Mediolanie długo cieszono się z osiągniętego celu, co można było zobaczyć np. na Instagramie Mauro Icardiego, ale równocześnie dość szybko zabrano się do ciężkiej pracy. Szczególnie było widać to po działaniach na rynku transferowym. Już wcześniej wiadomo było, że Inter musi uzbierać do końca czerwca ok. 40 mln euro. To wykluczyło wykupienie Cancelo i Rafinhii, którzy byli pewnymi punktami drużyny w drugiej części rozgrywek. Na szczęście obyło się bez sprzedaży któregoś z kluczowych zawodników. W dużej mierze dzięki umiejętnościom dyrektorskim Piero Ausilio udało się uzbierać tą kwotę wyprzedając zawodników z Primavery. Wraz z początkiem przygotowań do nowego sezonu drużyna była praktycznie gotowa. Potwierdzony były wtedy transfery Martineza, Nainggolana, Politano, a także przyjście z wolnego kontraktu de Vrija i Asamoaha. W późniejszym czasie do drużyny dołączyli jeszcze Keita Balde i Sime Vrsaljko. Zdecydowanie było to bardzo dobre okienko transferowe. Zespół wzmocnił każdą pozycję i z nadzieją można było wyczekiwać nowych rozgrywek.
Spokojne przygotowania i ... falsart
Zespół przygotowywał się do rozgrywek w spokojnej atmosferze. Może i wyniki oraz gra podczas Pre-Campionato nie napawały optymizmem, ale przecież nie to jest w tym czasie najważniejsze. Priorytetem jest dobre przygotowanie do sezonu, zgranie poszczególnych formacji, dotarcie się nowych zawodników. Do tego niektórzy Interiści do treningów powrócili dużo później z powodu Mundialu. Pomimo tego, każdy z utęsknieniem wyczekiwał startu nowego sezonu. Sezonu zdecydowanie przełomowego, bo pierwszego od kilku lat z Interem w piłkarskiej elicie. - Czuję, że mamy coraz lepszy zespół, ponieważ poza rynkiem transferowym mamy coraz większą wiedzę o sobie i naszych pragnieniach. Chcemy poprawić naszą ostatnią pozycję w tabeli (...) Będziemy uważni, żeby nie popełnić żadnego błędu - takiej wypowiedzi udzielił przed pierwszym spotkaniem sezonu Luciano Spalletti. Błędy jednak zaczęły pojawiać się dość szybko i wszyscy zgodnie stwierdzili, że Inter zanotował falstart. Porażka z Sassuolo, remis z Torino, wygrana z Bologną i porażka z Parmą - takim bilansem mogli "pochwalić się" po pierwszych czterech spotkaniach zawodnicy Nerazzurrich. W mechanizmie mało rzeczy funkcjonowało jak należy. Ligowa czołówka zaczęła uciekać, a w grze mediolańskiej drużyny na próżno było doszukiwać się pozytywów. Na szczęście, z początkowym kryzysem uporano się dość szybko.
Cyniczny Inter powrócił do gry
Nerazzurri przełamali niemoc w premierowym spotkaniu Ligi Mistrzów z Tottenhamem. Zwycięstwo odniesione w ostatnich minutach dało drużynie dużą siłę mentalną i wiarę we własne umiejętności. Inter wracał z tarczą z pojedynków z kolejnymi rywalami. Prawie we wszystkich tych pojedynkach cechą Nerazzurrich był cynizm i wyrachowanie. Gra nie była idealna, ale zaczęły zgadzać się punkty na koncie. Czołówka szybko została dogoniona, a także w Lidze Mistrzów układało się po dobrej myśli dzięki zwycięstwu w Eindhoven. Niestety, Inter swoimi pierwszymi dwoma występami w elicie niesamowicie rozbudził apetyty swoich kibiców i co gorsza, brutalnie sprowadził ich na ziemię kompromitując się w ostatniej kolejce fazy grupowej.
Kompromitujące odpadnięcie z elity
Spotkanie z PSV to obok meczu z Juventusem chyba najbardziej bolesne doświadczenie minionego roku. O ile jeszcze przegrana potyczka ze Starą Damą nie wpłynęła ostatecznie na losy sezonu, to remis z holenderską drużyną sprawił, że Inter odpadł z rozgrywek Ligi Mistrzów. Odpadł, choć od awansu dzieliło go tak na wiele. Wszystko przecież układało się jak należy. 8 punktów po 4 spotkaniach sprawiało, że mało realne początkowo marzenie zaczęło rysować coraz wyraźniejsze kształty. Blisko było już w Londynie. Tam wystarczał remis, który zresztą przez większość pojedynku się utrzymywał. Nie udało się, trudno. Był jeszcze mecz ostatniej, choć nie tak odległej wcale szansy. Trzeba było pokonać u siebie nie grające o nic PSV i liczyć na potknięcie się Tottenhamu w Barcelonie, co nie było nierealne. Druga część scenariusza przebiegła zgodnie z planem, ale to co zrobili Nerazzurri w swoim meczu, to kompromitacja. Już wiele powiedziano o tej klęsce. Niektórzy - być może słusznie - winą za ten remis obarczają Spallettiego, inni mówią o tym, że zespół nie ma ambicji i odpowiedniej mentalności. Ale po prostu, to nie miało prawa się wydarzyć. Nie po tak pięknym początku tych rozgrywek. Moim zdaniem to największe rozczarowanie minionego roku.
Burzliwa końcówka roku, ale optymizm na przyszłość
Ostatnie tygodnie minionego już roku nie było w czarno-niebieskiej części Mediolanu spokojne. Począwszy od słabszej formy zawodników, przez zawirowania wokół Nainggolana, a na ekscesach kibicowskich skończywszy. Coraz bardziej zaczęło obrywać się Spallettiemu, który według niektórych powinien zostać nawet zwolniony. To moim zdaniem zbyt pochopne wnioski, bo głupotą byłoby zwalniać szkoleniowca w połowie sezonu, gdzie wyniki przecież są stosunkowo dobre. Owszem, włoski trener popełnia błędy, styl gry nie jest porywający, ale spójrzmy na liczby - 39 punktów na półmetku sezonu to bardzo dobry wynik. Nad miejscem nie gwarantującym gry w LM Nerazzurri mają już 8 punktów przewagi. Kryzys, który zwykle rozpoczynał się w grudniu został opanowany. Inter w ostatnich 4 spotkaniach zdobył 10 punktów. Owszem, przytrafiła się wpadka z Chievo, a zwycięstwa z Udinese i Empoli były wymęczone, ale czy nie o regularne punktowanie chodzi w piłce nożnej? To jest teraz najważniejsze dla klubu. Może ktoś zarzuci mi brak ambicji, ale Inter obecnie osiągnął stabilizację, której w poprzednich latach tak bardzo brakowało. Mecz z Napoli może być dla tej drużyny takim małym przełamaniem. Jestem pewien, że do końca sezonu drużyna Luciano Spallettiego z pierwszej trójki już nie wypadnie i po raz drugi z rzędu awansuje do elity. To będzie po raz kolejny duży zastrzyk finansowy dla klubu, który pozwoli budować silny zespół, zdolny do walki o najwyższe cele.
Renesans Brozovicia, nowo-narodzony Joao Mario
Nie sposób nie wspomnieć w tym podsumowaniu o tym, co stało się w ubiegłym roku przede wszystkim z Marcelo Brozoviciem oraz w mniejszym stopniu z Joao Mario. Chorwat jeszcze w styczniu był na wylocie z klubu. Większość tifosich bardzo chciała, by jego transfer do Sevilli doszedł do skutku. Brozo jednak został w Mediolanie i przeszedł niesamowitą przemianę. Z gracza bardzo niestabilnego został prawdziwym generałem środka pola. Teraz chyba trudno sobie wyobrazić pierwszą jedenastkę bez tego zawodnika. Praktycznie wszystkie akcje Nerazzurrich przechodzą przez niego. Na nowo dla tego klubu narodził się także Joao Mario. Można powiedzieć, że Portugalczyk w połowie rundy okazał się wielkim wzmocnieniem dla drużyny. Wskoczył do składu w spotkaniu z Lazio i wszyscy zdziwili się, co stało się z 25-latkiem. Wygwizdywany po powrocie z wypożyczenia zawodnik zaczął prezentować dobrą formę i w końcówce roku był pewniakiem do miejsca w składzie. Miejmy nadzieję, że jego dyspozycja pójdzie jeszcze bardziej w górę i jeszcze nie raz będziemy cieszyć się z jego dobrze zagranych piłek, zapominając o wcześniejszych perypetiach.
Transfer roku olbrzymim niewypałem?
Przyjście do klubu Radji Nainggolana miało sprawić, że Inter zyska prawdziwego lidera środka pola. Sprowadzenie Belga było autorskim pomysłem Spallettiego, który potrafił w Romie okiełznać trudny charakter zawodnika i wydobyć z niego najlepszą formę piłkarską. Tego też każdy oczekiwał po jego transferze do Mediolanu. Niestety, jak na razie Projekt Nainggolan to wielka klapa. Oczywiście, w osiągnięciu dobrej formy nie pomogły mu często odnoszone urazy, ale tu nie tylko o dyspozycję boiskową chodzi. Belg niestety odpowiedniego poziomu nie prezentuje również poza murawą, o czym świadczy niedawne jego zawieszenie przez klub oraz nieoficjalna rozmowa, która wyciekła do mediów. Czy ta sytuacja ulegnie zmianie? Miejmy nadzieję. Jeśli zdrowie dopisze i zawodnik będzie skupiony tylko na grze, to może okazać się wielkim wzmocnieniem drużyny. No bo przecież umiejętności piłkarskie posiada ogromne i co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Jaki to będzie rok?
Patrzę na ten nowy rok z dużym optymizmem. Poprzedni można uznać za bardzo udany, ponieważ przede wszystkim udało się powrócić do elity. Mam nadzieję, że 2019 będzie równie dobry. Liczę na ponowny awans do Ligi Mistrzów, a co za tym idzie, kolejne wzmocnienia zespołu i włączenie się w nowym sezonie do walki o Scudetto. Chciałbym też, by Nerazzurri w końcu sprawili nam, tifosim radość i sięgnęli po tylu latach oczekiwania po jakieś trofeum. Liga jest już nierealna, ale pozostaje jeszcze Coppa Italia i Liga Europy. Kto wie, może Spalletti i spółka sprawią nam w końcu tą radość? Tego sobie i Wam życzę. Szczęśliwego, czarno-niebieskiego Nowego Roku! Forza Inter!
domin98
PS. A co Wy sądzicie o tym minionym, 2018 roku? Zapraszamy do wyrażania swoich opinii w komentarzach oraz w specjalnie przygotowanym temacie na forum, gdzie z przymrużeniem oka można wyrazić swoją opinię.
https://fcinter.pl/forum/viewtopic.php?f=10&p=219864
Komentarze (5)
Spalletti moze byc trenerem Interu na przyszly sezon I katastrofy nie bedzie, prawdopodobnie bedzie mial lepsza pomoc, na stale zadomowimy sie w czolowce ligi, powalczymy o wyjscie z grupy LM.
O scudetto walczyc I tak nie bedziemy bo Juventus ma taki sklad obecnie, ze tylko katastrofa moze im odebrac tytul.
Na początku byłem zadowolony, że Spaletti dołączył do Interu, ale raczej chciałbym aby jak najszybciej go opuścił.
Gra naszego kochanego zespołu jest tak oklepana, że nic dziwnego, że wszyscy się już tego nauczyli. Wrzuta na Icardiego i może wpadnie, to tyle, nie ma żadnych innych pomysłów.
Nie wiem kogo tym wszystkim obarczać, ale trzymanie się ciągle tej samej taktyki, kiedy może i daje nam 3 miejsce, ale ciągle jest na granicy remisu bądź porażki. Inter rzadko idzie za ciosem, szybko przechodzą do obrony wyniku. A broń boże, kiedy ktoś nam strzeli bramkę jako pierwszy, to w tedy wysyp wrzutek jest chyba rekordowy.
Dziękuję Spalettiemu, trochę ten klub pozbierał, ale to nie jest trener na nic większego, należy go zmienić maksymalnie po sezonie.